Wokół fabuły filmu Avatar - dyskusja merytoryczna
Niezrozumienie fabuły, nieczułość na uniwersalny przekaz i bezkresną głupotę zarzuca mi czytelnik mojego bloga po lekturze recenzji filmu "Avatar". Cóż, w cyber-świecie każdy ma prawo krytykować. Ja postanowiłem być niepokorny i skrytykowałem krytykę...
Nie spodziewałem się, że moja recenzja "Avatara" odbije się tak szerokim echem. Oprócz burzliwej dyskusji na Filmwebie otrzymałem też kilka maili od czytelników. Ten, którego obszerne fragmenty przytaczam poniżej, jest zdecydowanie najciekawszy, bo jego autor miażdżąco krytykuje mój pogląd na ten film (wyrażony w recenzji, która jest do przeczytania tutaj).
Mogą się modlić do czego chcą, byle nie do drzewa. Bo drzewo to ziemski symbol. A w filmach science-fiction warto być kreatywnym. Przykład sokoła milenium to bardzo dobry przykład. James Cameron mógłby się trochę bardziej wysilić. Mogła to być Wielka Nornica albo Biała Paproć. Ale wara od drzewa!
Czyli że ten "znak" to wystarczający powód żeby zaufać przedstawicielowi totalnie obcej i śmiertelnie groźnej cywilizacji? Sorry, ale dla mnie to jest właśnie definicja naiwności. A jakbym przyszedł do Ciebie do domu z siekierą to kto musiałby dać Ci znak i jakich argumentów musiałbym użyć, żebyś dobrowolnie wpuścił mnie do środka?
Po pierwsze ani James Cameron ani tym bardziej John Woo nie pochodzą z USA. Ale rozumiem co masz na myśli. Po drugie to w "Avatarze" chyba nie było żadnego konia. Były jakieś kopytne, ale żeby to od razu nazywać koniem? Po trzecie jakoś mnie nie przekonuje tłumaczenie, że stara dobra rozwałka z CKM-u jest bardziej atrakcyjna niż jebnięcie pociskiem ziemia-ziemia albo bombardowanie z "niewidzialnego" B2. Nie mówiąc już o oddziałach Delta Force siejących partyzantkę na tyłach wroga. Faktem jest, że "Avatar" nic nie wnosi do uzbrojenia w filmach o przyszłości. A przypominam, że w "Gwiezdnych Wojnach" rycerze Jedi mieli fajowskie miecze. Nie wspomnę już o Niszczycielu Tlenu z klasycznej Godzilli. Takie bajery urozmaicają film. Ty wolisz klasyczne napierdalanie z kałacha. Ja nie. I tu się różnimy.
Luke nie puknął siostry, ale nie można też o nim powiedzieć, że był wybitnie przywiązany do jednej kobiety :D. Chodzi o to, że wątek miłosny w "Avatarze" ma duży potencjał, ale jest poprowadzony niechlujnie. Z ostatnich doniesień prasowych wynika, że nie tylko ja chcę zobaczyć jak TO robią na Pandorze. Jak donosi m.in. Newsweek, Seks zobaczymy sobie na DVD.
Sorry, ale Twoja interpretacja jest cholernie banalna. Podobną laurkę można wystawić jeszcze przynajmniej dziesięciu innym filmom science-fiction z ostatniej dekady (od Matrixa poczynając). Dla mnie fabuła Avatara to nic innego jak marnej jakości zlepek motywów z klasyków gatunku. Ot weźmy "Zamglony horyzont", książkę Mike'a Resnicka. Badacz obcych cywilizacji przybiera "obcą" postać i próbuje załatwić zgodę lokalnego rządu (whatever) na wydobywanie cennych surowców. Przy okazji będzie miał możliwość poznania najbardziej tajemniczych rytuałów cywilizacji. Planeta Pandora przypomina tą z "Planety śmierci" Harrisona. Też jest śmiertelnie niebezpieczną dżunglą, w której na każdym kroku czają się dzikie bestie. Patent z Chosen One jest znacznie starszy od kina, nie mówiąc już o boskim drzewie.
Film pokazał, że od pieniędzy, władzy i bogactwa ważniejsza jest miłość i oddanie. Jakiż to piękny przekaz dla głodującej Afryki albo potwornie uciskanej Korei Północnej (bo jak rozumiem do tego pijesz). Jeśli intencją Camerona była krytyka władz największych mocarstw, to będzie to głos słabo słyszalny. Bo Cameron nie zaproponował żadnego innego rozwiązania. A mógł - np. jakby doprowadził do pokojowego porozumienia pomiędzy ludźmi a na'vi. Ale porozumienie jest znacznie mniej efektowne niż napierdalania z kałacha. Tego chyba łatwo się było domyśleć.
Nie spodziewałem się, że moja recenzja "Avatara" odbije się tak szerokim echem. Oprócz burzliwej dyskusji na Filmwebie otrzymałem też kilka maili od czytelników. Ten, którego obszerne fragmenty przytaczam poniżej, jest zdecydowanie najciekawszy, bo jego autor miażdżąco krytykuje mój pogląd na ten film (wyrażony w recenzji, która jest do przeczytania tutaj).
Zobacz też:Na zarzuty postanowiłem odpowiedzieć publicznie. Łukaszowi Braciszewskiemu - autorowi owego maila - serdecznie dziękuję i zachęcam do dalszej polemiki w formie komentarza do tego posta. Cytaty przytaczam w wersji oryginalnej i bez cenzury :)
W ogóle mam pewne wątpliwości czy zrozumiałeś film. Czepiasz się, o "drzewo" bo? No słucham? Skoro żyli na innej planecie w dziczy to do czego mieli się modlić? Do sokoła milenium z gwiezdnych wojen?
Mogą się modlić do czego chcą, byle nie do drzewa. Bo drzewo to ziemski symbol. A w filmach science-fiction warto być kreatywnym. Przykład sokoła milenium to bardzo dobry przykład. James Cameron mógłby się trochę bardziej wysilić. Mogła to być Wielka Nornica albo Biała Paproć. Ale wara od drzewa!
Czepiasz się, że wpuścili go do siebie pomimo tego, że nie lubią ludzi, ale szerloku holmsie stało się tak, dlatego, że ich Bóg (w tym przypadku drzewo) dało im znak.
Czyli że ten "znak" to wystarczający powód żeby zaufać przedstawicielowi totalnie obcej i śmiertelnie groźnej cywilizacji? Sorry, ale dla mnie to jest właśnie definicja naiwności. A jakbym przyszedł do Ciebie do domu z siekierą to kto musiałby dać Ci znak i jakich argumentów musiałbym użyć, żebyś dobrowolnie wpuścił mnie do środka?
Idąc Twoim tokiem rozumowania w każdym filmie, w którym pojawia się kosmos i inne planety można by było zrzucić bombę atomową or sth. Gdyby taki był zamiar to reżyserem byłby Johnny Woo, a nie Cameron i film byłby gniotem, ale widać wolisz filmy z "amerykańskimi" wybuchami. Aż dziwne, że się nie przyczepiłeś, że konie nie wybuchały, albo helikoptery kiedy pilot dostał z łuku.
Po pierwsze ani James Cameron ani tym bardziej John Woo nie pochodzą z USA. Ale rozumiem co masz na myśli. Po drugie to w "Avatarze" chyba nie było żadnego konia. Były jakieś kopytne, ale żeby to od razu nazywać koniem? Po trzecie jakoś mnie nie przekonuje tłumaczenie, że stara dobra rozwałka z CKM-u jest bardziej atrakcyjna niż jebnięcie pociskiem ziemia-ziemia albo bombardowanie z "niewidzialnego" B2. Nie mówiąc już o oddziałach Delta Force siejących partyzantkę na tyłach wroga. Faktem jest, że "Avatar" nic nie wnosi do uzbrojenia w filmach o przyszłości. A przypominam, że w "Gwiezdnych Wojnach" rycerze Jedi mieli fajowskie miecze. Nie wspomnę już o Niszczycielu Tlenu z klasycznej Godzilli. Takie bajery urozmaicają film. Ty wolisz klasyczne napierdalanie z kałacha. Ja nie. I tu się różnimy.
Nie winne buzi, buzi, no fakt, jakby się poruchali to film by był lepszy. (...) W (tu jeszcze raz przytoczę ten film) Gwiezdnych Wojnach też Ci brakowało, że Luke nie puknął swojej siostry?
Luke nie puknął siostry, ale nie można też o nim powiedzieć, że był wybitnie przywiązany do jednej kobiety :D. Chodzi o to, że wątek miłosny w "Avatarze" ma duży potencjał, ale jest poprowadzony niechlujnie. Z ostatnich doniesień prasowych wynika, że nie tylko ja chcę zobaczyć jak TO robią na Pandorze. Jak donosi m.in. Newsweek, Seks zobaczymy sobie na DVD.
Film przekazuję masę wartości i pokazuje ludzką naturę (Zdanie wypowiedziane przez generała "Odpowiemy terrorem na terror."). Ludzie tylko tyle potrafią, wpierdzielić się na obcy teren (weźmy afrykę, zamieszkałą przez jakieś plemiona) i zabijać niewinne kobiety, dzieci i mężczyzn dla diamentów np.. Ukazuje też to co ludzie zatracili i "zabili" dla własnej wygody i żądzy zmieniania wszystkiego w koło. Film pokazał, że są ważniejsze wartości niż pieniądze, bogactwo, władza, technologia i Bóg wie co jeszcze.
Sorry, ale Twoja interpretacja jest cholernie banalna. Podobną laurkę można wystawić jeszcze przynajmniej dziesięciu innym filmom science-fiction z ostatniej dekady (od Matrixa poczynając). Dla mnie fabuła Avatara to nic innego jak marnej jakości zlepek motywów z klasyków gatunku. Ot weźmy "Zamglony horyzont", książkę Mike'a Resnicka. Badacz obcych cywilizacji przybiera "obcą" postać i próbuje załatwić zgodę lokalnego rządu (whatever) na wydobywanie cennych surowców. Przy okazji będzie miał możliwość poznania najbardziej tajemniczych rytuałów cywilizacji. Planeta Pandora przypomina tą z "Planety śmierci" Harrisona. Też jest śmiertelnie niebezpieczną dżunglą, w której na każdym kroku czają się dzikie bestie. Patent z Chosen One jest znacznie starszy od kina, nie mówiąc już o boskim drzewie.
Film pokazał, że od pieniędzy, władzy i bogactwa ważniejsza jest miłość i oddanie. Jakiż to piękny przekaz dla głodującej Afryki albo potwornie uciskanej Korei Północnej (bo jak rozumiem do tego pijesz). Jeśli intencją Camerona była krytyka władz największych mocarstw, to będzie to głos słabo słyszalny. Bo Cameron nie zaproponował żadnego innego rozwiązania. A mógł - np. jakby doprowadził do pokojowego porozumienia pomiędzy ludźmi a na'vi. Ale porozumienie jest znacznie mniej efektowne niż napierdalania z kałacha. Tego chyba łatwo się było domyśleć.
Copyright @MemoryFive. Skontaktuj się z autorem drogą mailową |
Masowy widz nie posiada odpowiednich narzedzi interpretacyjnych, aby odpowiednio zrozumieć fabułę. Kolega swoją "merytoryczną" dyskusją pokazał, że jest takowym widzem. Kolega nie podjął nawet próby interpretacji tegoż filmu, zamiast tego mamy nędzną intelektualnie próbę skrytykowania fabuły. "A dlaczego nie zrzucono atomówki na to drzewo", "A dlaczego nie zabito ich wszystkich?", "A dlaczego wolano pokazać walkę kontaktową?" - to chyba oczywiste, ponieważ 1) ziemianie nie są zabójcami, 2) chcieli tylko wystraszyć Navi, 3) nie chcieli zniszczyć cennych surowców. "A dlaczego mu zaufali?", "a dlaczego byli naiwni?" - Nie zaufali mu, może gdybyś nie ziewał, to byś to zauważył, że 1) od początku byli wrogo do niego nastawieni, 2) że odsunęli się od niego, kiedy zaczęli podejrzewać, że ma coś z tym wspólnego, 3) to on musiał walczyć o ich zaufanie i udowodnić swoją wartość. "A dlaczego drzewo?" Bo to jest prosty symbol, który a) symbolizuje Bóstwo, b) symbolizuje naturę c) posiada liczne korzenie (chyba tak najłatwiej wytłumaczyć połączenia nerwowe..), d) to drzewo zasadniczo w niczym nie przypominało naszych ziemskich drzew, e) bo nie ma po co kombinowac, kiedy można zastosowac najprostsze rozwiązania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Konrad GRUCA
Ziemianie nie są zabójcami? No proszę cię... A ten gość który prowadził całą akcję militarną? Albo jego zwierzchnik który patrzył tylko na wynik finansowy? Toż to barbarzyństwo w czystej postaci. Dwa pozostałe powody również nie uprawomocniają klasycznej rozwałki z CKM-u. Szkoda że Rudego 102 nie wprowadzili do akcji. Albo Pancernika Potiomkina. To by przynajmniej było jakieś nawiązanie do klasyki kina. A tak to nie jest ani pionierskie ani odkrywcze ani śmieszne.
OdpowiedzUsuńW kwestii drzewa: na nasze ziemskie rozumowanie wszystko się zgadza. Ale my tu mówimy o odrębnej cywilizacji! Czy oni naprawdę muszą się modlić do jednego z najpopularniejszych ziemskich symboli religijnych?! Sorry, ale dla mnie to przejaw twórczej niemocy autorów "Avatara".
A jakby się trzymać rady z Twojego ostatniego zdania, to wyjdzie, że trzeba było jednak pierdyknąć w drzewo atomówką. Albo chociaż napalm zrzucić...
Byłam na filmie... poszłam nie do końca przekonana, bo co mogą mi pokazać w jakiejś "bajeczce, gdzie nawet nie grają ludzie tylko niebieskie ludziki stworzone komputerem". Na szczęście nie czytałam wcześniej opisów, recenzji...A tymczasem to co zobaczyłam -przeszło moje najśmielsze oczekiwania!! Film mnie zachwycił, zagrał na najgłebszych uczuciach. I nie o efektach chcę tu pisać ( a tyle się słyszy zachwytów nad nowatorstwem pokazanym w tej dziedzinie w tym filmie- na maginesie są to słuszne zachwyty). Nie o fabule- tak prostej i będącej do przewidzenia. Nie o rozkładaniu na czynniki pierwsze logiki czy nie logiki postępowania głównych bohaterów. Bo film nie ociera się o rozum i logikę tylko o UCZUCIA I DUCHOWOŚC!! I to właśnie stawia go tak wysoko w rankingu innych megaprodukcji wielkiego ekranu. Zachwyca, zmusza do refleksji i do poszukiwaniań we własnym życiu tego co charakteryzuje podstawy życia ludu planety atakowanej przez ziemian. Mam na mysli prostotę i radośc ich życia, zrozumienie i połączenie z życiem całej przyrody, dbałośc o równowagę w energii całego systemu, którego istota "wyższa" - czyli mysląca jest tylko elementem a nie "panem i władcą który może wszystko niszczyć". Jest to film o nas samych- dzieciach Ziemii ,które mogą albo dbać o rozwój "Matki-Ziemii" a tym samym i o swój, albo dążyć do zabicia tego co piękne , żywe tylko po to by na końcu umrzeć wraz z żywicielką- tak jak umiera zawsze każdy pasożyt gdy już do końca wykorzysta nosiciela.
OdpowiedzUsuńTen film to swoisty apel i ostrzeżenie. Jeszcze mamy zielone lasy, piękne jeziora , wspaniałe i fascynujące zwierzęta, nasza planeta jeszcze żyje a my jeszcze możemy spróbować w swoich duszach doszukac się związków z przodkami którzy jak lud Pandory- czuli i kochali naszą Błękitną Planetę. My jeszcze żyjemy na naszej Pandorze- może warto o to zadbać i o to zawalczyć :-))
Chyba faktycznie nie zrozumiales przeslania filmu. Calosc rozbija sie o symbolike drzewa. Drzewo Zycia i t p. Np u Eliadego w "traktat o historii religii". Jezeli odczytujesz drzewo jako drzewo stricte fizyczne to znaczy, ze nie rozumiesz tego filmu.
OdpowiedzUsuńAle ja jestem całkowicie świadomy symbolicznego ładunku wszelkich drzew w historii kultury ziemskiego gatunku. Rzecz w tym, że motyw drzewa jest już mocno ograny i zdarty jak stare winyle Jerry Lee Lewisa. A filmy science-fiction nie powinny się inspirować ziemską kulturą ludową, ale kreować całkowicie nowe wzorce zachowań. Na to już się Cameron nie zdobył i wolał pokazać kolejną wersję bajki o drzewie. Ja tego nie kupuję.
OdpowiedzUsuńZiemska kultura ludowa? Moze chciales napisac duchowa? Radze jednak zapoznac sie z powazna literatura, nie "wikiwiedzą".
OdpowiedzUsuńCo do samego drzewa, to film utracilby na swojej przejrzystosci i czytelnosci, gdyby je zastapic. Jak dla mnie nie byla to jego krotkowzroznosc, a celowy zabieg.
W kulcie Drzewa Zycie zawieraja sie wszystkie inne kulty. Drzewo Zycia to nie balwochwalczy bozek jak kazdy inny. Nie mozna go zastapic nie niszczac symboliki.
Widzisz, SF jest inspirowane ziemska kultura. Inaczej sie nie da. Od Wladcy Pierscieni po Diune. Moze po prostu nie jestes biegly w symbolach, one Ci umykaja i uwazasz niektore rozwiazania za nowatorskie?
Cala Diuna jest nasycona do granic mozliwosci symbolika "ziemska". Nie przynosi jej to ujmy. Chodzi o to zeby umiejetnie polaczyc symbole i stworzyc z nich czytelny przekaz dla jakiejs idei.
Ten film pokazuje jak okropni mogą być ludzie. Przez pół filmu płakałam bo przecież nie można patrzeć na to co ludzie zrobić mogą dla kasy. Myślę że gdyby nie Jake to Pandory już by nie było.
OdpowiedzUsuń