Kryzys, czyli blogerze, ty idioto
Social media ninja oburzeni. Mamy nowy kryzys na linii bloger-firma. Czy będzie akcja na miarę legendarnego już wpisu "Dr OETKER, TY PIZDO!"? Będą case'y na branżowych konferencjach i trwoga PR Managerów. To na 100%. A na dokładkę - niestety - banicja blogerskiej braci.
Kryzys? Bitch, please...
Po pierwsze, drodzy miłośnicy Facebooka, kryzys nie jest wtedy, kiedy blogerka domaga się 500 PLN za ubrania albo inne torebusie. Kryzys to jest wtedy, jak Sanepid cofa z półek milion pasztetów. Że niby zatrute. Albo jak Twój tankowiec przez przypadek zrobi zrzut pięciu milionów baryłek prosto do oceanu, unicestwiając faunę i florę na obszarze kilkukrotnie większym niż Polskostan. Widzicie drobną różnicę?
Stawiam orzechy przeciwko Dolarom, że Schaffashoes.pl jutro grzecznie przeprosi, poinformuje, że przykładnie ukarała osoby odpowiedzialne za zamieszanie, a wszystkie blogerki dostaną kwiatka, misia albo inne barachło. Case'y na branżowych konferencjach będą na pewno. Konsekwencje wizerunkowe? A czy Dr Oetker oddał rynek budyniów czekoladowych konkurencji z powodu tyrady Kominka?
Dla mnie będzie to jednak case innego rodzaju, niż dla osób, które żyją i pracują via Facebook. Ja z tą Panią umowy o współpracy nie podpiszę ani nie zarekomenduję jej żadnemu klientowi. Nie dam jej do testowania nawet plastikowej mydelniczki. Nie zapłacę ani grosza. Nie dlatego, że się czepia Bogu ducha winnej firmy - firma jest winna i PRowiec ewidentnie i wielokrotnie spieprzył swoją robotę. Nie dałbym jej nawet procenta budżetu, bo nie uważam żeby media społecznościowe były dobrym miejscem do rozwiązywania tego typu sporów. Od tego jest e-mail, telefon, kierownik marketingu, dyrektor, prezes, prawnik, a jak trzeba to i komornik. Media społecznościowe są od wywoływania konfliktów.
Tisze jedziesz, dalsze budiesz
Z doświadczenia wiem, że polskie firmy boją się współpracy z blogerami. Boją się z trzech powodów:
a) nie wiadomo, czy bloger napisze o nas dobrze
b) nie wiadomo, czy bloger nie współpracuje również z konkurencją (a Fashionelka współpracowała, do czego się przyznała :)
c) nie wiadomo, jak zachowa się bloger, kiedy coś pójdzie nie po jego myśli.
Z powodu tych trzech "nigdy nie wiadomo" firmy często nie decydują się na testy z blogerami. Ergo: blogerzy na tym de facto tracą. Ostatnio z takiej współpracy wycofał się jeden z największych globalnych producentów sprzętu AGD/RTV/FOTO. Bo przecież "Kominek case"...
Droga Pani Fashionelko. Jak nam klienci zalegają z płatnościami (a czasy są takie, że w dużych agencjach nie płaci na czas 30% klientów) to nasi programiści nie robią im za karę ataków DDOS, nie wysyłamy mailingów, że "ta firma jest nieuczciwa" i nie robimy dymu w mediach społecznościowych. Wie Pani dlaczego? Bo to by było dla nas niekorzystne. Sprawy z klientami załatwiamy polubownie albo przy użyciu prawnika. Opinii publicznej nie powinno to interesować.
No i życzę powodzenia przy następnych testach konsumenckich/barterach/recenzjach :)
Zobacz też:
Kryzys? Bitch, please...
Po pierwsze, drodzy miłośnicy Facebooka, kryzys nie jest wtedy, kiedy blogerka domaga się 500 PLN za ubrania albo inne torebusie. Kryzys to jest wtedy, jak Sanepid cofa z półek milion pasztetów. Że niby zatrute. Albo jak Twój tankowiec przez przypadek zrobi zrzut pięciu milionów baryłek prosto do oceanu, unicestwiając faunę i florę na obszarze kilkukrotnie większym niż Polskostan. Widzicie drobną różnicę?
Stawiam orzechy przeciwko Dolarom, że Schaffashoes.pl jutro grzecznie przeprosi, poinformuje, że przykładnie ukarała osoby odpowiedzialne za zamieszanie, a wszystkie blogerki dostaną kwiatka, misia albo inne barachło. Case'y na branżowych konferencjach będą na pewno. Konsekwencje wizerunkowe? A czy Dr Oetker oddał rynek budyniów czekoladowych konkurencji z powodu tyrady Kominka?
Dla mnie będzie to jednak case innego rodzaju, niż dla osób, które żyją i pracują via Facebook. Ja z tą Panią umowy o współpracy nie podpiszę ani nie zarekomenduję jej żadnemu klientowi. Nie dam jej do testowania nawet plastikowej mydelniczki. Nie zapłacę ani grosza. Nie dlatego, że się czepia Bogu ducha winnej firmy - firma jest winna i PRowiec ewidentnie i wielokrotnie spieprzył swoją robotę. Nie dałbym jej nawet procenta budżetu, bo nie uważam żeby media społecznościowe były dobrym miejscem do rozwiązywania tego typu sporów. Od tego jest e-mail, telefon, kierownik marketingu, dyrektor, prezes, prawnik, a jak trzeba to i komornik. Media społecznościowe są od wywoływania konfliktów.
Tisze jedziesz, dalsze budiesz
Z doświadczenia wiem, że polskie firmy boją się współpracy z blogerami. Boją się z trzech powodów:
a) nie wiadomo, czy bloger napisze o nas dobrze
b) nie wiadomo, czy bloger nie współpracuje również z konkurencją (a Fashionelka współpracowała, do czego się przyznała :)
c) nie wiadomo, jak zachowa się bloger, kiedy coś pójdzie nie po jego myśli.
Z powodu tych trzech "nigdy nie wiadomo" firmy często nie decydują się na testy z blogerami. Ergo: blogerzy na tym de facto tracą. Ostatnio z takiej współpracy wycofał się jeden z największych globalnych producentów sprzętu AGD/RTV/FOTO. Bo przecież "Kominek case"...
Droga Pani Fashionelko. Jak nam klienci zalegają z płatnościami (a czasy są takie, że w dużych agencjach nie płaci na czas 30% klientów) to nasi programiści nie robią im za karę ataków DDOS, nie wysyłamy mailingów, że "ta firma jest nieuczciwa" i nie robimy dymu w mediach społecznościowych. Wie Pani dlaczego? Bo to by było dla nas niekorzystne. Sprawy z klientami załatwiamy polubownie albo przy użyciu prawnika. Opinii publicznej nie powinno to interesować.
No i życzę powodzenia przy następnych testach konsumenckich/barterach/recenzjach :)
Copyright @MemoryFive. Skontaktuj się z autorem drogą mailową |
Ależ dobrze się stało, że Fashionelka narobiła dymu. Dzięki niej kilka już osób opisało tę firmę - proponuję poszukać na FB. Okazuje się, że ta "firma" tak samo postępuje z klientami, którzy wpłacili pieniądze za towar i... cisza. Dzięki temu ja na przykład wiem, że nie warto nic u nich kupować. Więc suma sumarum Fashionelka zrobiła dobrze... potencjalnym klientom tej firmy. A zaległości płatniczych nie toleruję i nie usprawiedliwiam - jeśli ja się wywiązałem to pieniądze mi się należą i kropka. Nie stać cię? Nie zamawiaj usługi. Proste?
OdpowiedzUsuńkolejny biedny miś, który nigdy nie musiał zapłacić vatu, dochodowego i prawcowników, ale jest guru do spraw obrotu gospodarczego. lepiej śpij, Uszatku.
UsuńBardzo możliwe, że zrobiła dobrze potencjalnym klientom. Ja tu nie wnikam w uczciwość tej firmy. Potępiam tylko sposób załatwiania tej sprawy, który jest dalece nieprofesjonalny.
OdpowiedzUsuńJa myślę, że to jest już strategia z cyklu "va bank". jeśli wykonujesz jakąś prace, wywiązujesz się w umowy a potem ktoś ma Cię w głęboko w poważaniu i widzisz, że jest dostępny sieciowo to sięgasz po ostateczne rozwiązania. Nie dlatego, że nie masz klasy czy jesteś zły i tak strasznie źle wpłyniesz na opinie o sosbie i lęk firm (swoja drogą, odnoszę dziwne wrażenie, że firmy UCZCIWE nie będą się obawiałuy współpracy z fashionelką a raczej tylko te które mają swoje za uszami i wiedzą, że nie będą fair) ale dlatego, że nie ma już środków by dostać coś co Ci się nalezy.
UsuńSorry, ale jeśli olewamy kgooś to trzeba się liczyć z konsekwencjami a nie z nadzieją, że opinie szarego człowieka można ignorować. Naprawdę polecam poszukanie opinii o tym pożal się boże sklepie. 90% mowi o opryskliwosci, błędach we zamówieniach, nie zrealizowanych zamowieniach i wielkich problemach z reklamacją spowodowaną totalnie nieprofesjonalną obsługą. Ja bym się na ich miejscu zamknęła i znikła z rynku po ilości kwasu jaką sami sobie wygenerowali nie tylko obecną aferą ale całą polityką od początku.
Kiedyś zamówili u mnie reklamę. Zapłacili kilka miesięcy po wydrukowaniu, jak zaznaczyłem, że to ostatnie upomnienie, przedsądowe. (A kwota wcale nie była wielka).
UsuńNieprofesjonalne to jest niepłacenie w terminie i unikanie płacenia. I takich kontrahentów to z automatu do wiadomości publicznej powinno się podawać. Dla dobra publicznego.
To trzeba by podać tak z 90% kontrahentów... Czasy terminowych płatności nawet w ZUSie się skończyły...
UsuńHej, to podajmy. Ja robię tak, aby płacić w terminie. I reszta z tych 10% na tym zyska, część z tych 90% pójdzie po rozum do głowy i przejdzie na jasną stronę, a reszta niech się zwija z rynku. Przyjdą inni w ich miejsce, bardziej odpowiedzialni i lepiej zarządzający.
UsuńW pierwszym odczuciu faktycznie miałam reakcję "fashionelka, wtf?!", po czym zobaczyłam odpowiedź firmy. Ręce opadły, ciasteczka wyjęte i czekam na rozwój wypadków :D
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie PRowiec spieprzył robotę, jednakże w przypadku, gdy jest kilku administratorów fanpage'a o takie wpadki nie trudno. Poszedł wpis, narwaniec dorwał się do klawiatury a reszta poszła jak śnieżna kula. Pyskówa, wymiana kto zalega a kto nie. Mało profesjonalne z jednej jak i z drugiej strony.
OdpowiedzUsuńZgadzam się - obie strony tutaj dały ciała. Tyle że jeśli blogerka pokazuje, że nie zna się na marketingu, to jeszcze można jej wybaczyć - to szafiarka, jej zadaniem nie jest bycie ekspertem od prawa podatkowego, PR-u i innych rzeczy. Ale ta firma bierze pieniądze m.in. za załatwianie takich spraw bez szkody dla swojego klienta, w tym przypadku Shaffashoes.
UsuńI to jest niedopuszczalne.
"Opinii publicznej nie powinno to interesować."
OdpowiedzUsuńTo mnie szczerze rozbawiło. Dobrze, że jest to napisane w kontekście waszej polityki, bo jeszcze bym pomyślał że to ma być jakiś truizm.
w punkt!
OdpowiedzUsuńOpinii publicznej nie powinno interesować... a 80% blogerów właśnie tak działa, również jeśli chodzi o spory ;]
OdpowiedzUsuńAle głupoty piszecie. Schaffashoes to jest sklep internetowy, więc potencjalny klient to osoba korzystająca z internetu, z racji tego, że sprzedają buty, torebki mogą to w dużej części być osoby pzeglądające bloga Fashionelki. Klienci docelowi dr oetkera to nie internauci, więc tutaj taka akcja mogła obejść się bez żadnego echa. Niestety schaffashoes już straciła klientów i nawet fanów na fejsbuku ;) Fashionelka dobrze zna się na PR, bo doskonale wiedziała, że taki post na wall'u ponagli do działania firmę, skoro maile nie przynosiły skutku :)
OdpowiedzUsuńAktualnie na stronie jest 37 704 fanów. Ilu z nich jeszcze odejdzie? 5-10%? :) W sklepach internetowych sprzedaż robi Google i porównywarki cen, a ludzie kupują tam gdzie jest tanio. Oczywiście, że taki kryzys odbije się na wizerunku sklepu - to nie do uniknięcia w tej branży. Ale nie sądzę, żeby z tego powodu musieli zwinąć interes :)
OdpowiedzUsuńUważam, że domaganie się swojej wypłaty nie jest niestosowne. Nie należy za to nikogo potępiać. Skoro inne drogi nie zadziałały, to wybrała skuteczną.
OdpowiedzUsuńDobry tekst, popieram w 100%, na co dzień współpracuje z tym światem blogerek modowych, jest naprawdę garstka znanych wśród znanych i garstka mniej znanych dziewczyn z którymi warto, fashionelka dała popis, bo używa case'u ala kominek z dawnych czasów, z tym, że on dobrze na tym wychodzi, marki, które reprezentuje raczej nie uderzą do fashionelki, głównie z mojej rekomendacji. Skuteczną drogą dochodzenia jest zgłoszenie prawnikowi by te sprawe popchnął, w końcu stać ją. A pracownik schaffy to amator niedzielnego kółka facebook'owego z pododdziału social ninja. J.
OdpowiedzUsuńPorównywanie agencji z przyzwoitą amortyzacją finansową do blogerki która prowadzi jednoosobową działalność?Sugerowanie by przy wspomnianych wcześniej kwotach załatwiać sprawę przez prawników(którzy charytatywnie nie pracują)?Może ktoś to łyknie..
OdpowiedzUsuńSugerowanie, że przez zaległości płatnicze ze strony Schaffa-cośtam blogerka Fashionelka nie miała co do gara włożyć? Pleaaaase. To może ona z głodu odwaliła taka akcję? :P
UsuńOna jako właściciel odczuwa brak wpłaty bezpośrednio - pracownik firmy z amortyzacją nie odczuwa tego wcale.Proste.Chyba że szef was dyma i zamiast wypłaty serwuje historię o niewypłacalnych klientach,prawnikach i załatwianiu po cichu.
UsuńPomijając drobny szczegół, że blogerka i firma rozliczali się w barterze... :P
UsuńAmarenę mają wycofać z Biedronki, to dopiero wiadomość, a nie jakieś tam kłótnie o zapłatę za rzeczy, które i tak dostaliśmy za free.
OdpowiedzUsuńOby tylko nie wycofali tego całkiem przyzwoitego Porto za 19,99 :)
UsuńMi się nadal w głowie nie mieści jak można zatrudnić kogoś takiego w PR. Przecież z jej początkowego wpisu nic aż tak skandalicznego nie wypływało - na zdrowy rozsądek wystarczyło się przyznać, że mają bałagan w papierach, mailach albo w czymś tam (nawet jeśli nie mają) i już załatwiają tą sprawę a tymczasem skorzystać z przycisku "prywatna wiadomość" i tam dojść do tego co się stało i o co chodzi. Ale muszę przyznać że cała sprawa bardziej się odbije pewnie na niej - też pomyślałabym 5 razy (nawet jako uczciwa firma) zanim nawiązałabym współpracę z blogerką, która takie rzeczy wyciąga w social mediach.
OdpowiedzUsuńświetny wpis, wow!!
OdpowiedzUsuń