W pogoni za kciukiem, czyli marketing na fejsbuku

Firmy lubią fejsbukowe kciuki i żyją złudzeniami, że są one wyznacznikiem popularności marki i obietnicą gigantycznych zysków w przyszłości. Osobom prowadzącym kampanie w social media brakuje odwagi aby wytłumaczyć zwierzchnikowi, że ci, którzy polubili dany Fan Page najprawdopodobniej ani trochę się z nim nie utożsamiają.


Zobacz też:

Jak na razie skutecznie udaje mi się omijać sidła, które co rusz zakładają na mnie użytkownicy fejsbuka. Udaje mi się nie klikać w coraz to bardziej wymyślne grupy i strony fanów. Nie komentuję różnych dziwacznych postów, nie wysyłam nawet zaproszeń do ludzi, których rzekomo powinienem znać. Cała ta potrzeba uczestnictwa w postaci pokazywania kciukiem że coś lubię jest mi jakoś dziwnie obca.

Tym bardziej mi z tym nieręcznie, kiedy sobie uświadomię, że z racji wykonywanej pracy po prostu muszę się w tą kciukologię zagłębić. I to trochę przygnębia. Szczególnie kiedy nad łbem stoi klient i mówi, że im więcej fanów na ich Fan Page'u, tym bardziej zadowolony będzie prezes. A prezesowi nikt się nie odważy wytłumaczyć, że liczba kciuków na fejsbuku nie czyni z jego firmy wielkiej korporacji, że działania w social media powinny być częścią strategii działań PR, a nie strategią. A ja się tylko uśmiecham i myslę sobie jak skuteczną w naszym kraju mamy branżę PR, skoro tak pięknie przeszczepiła potrzebę uczestnictwa w mediach społecznościowych na grunt biznesowy.

Chociaż w sumie powinienem się cieszyć, bo dzięki temu mam przecież robotę.

Niepokoi mnie jednak łatwość i powszechność uczestnictwa w rozmaitych wirtualnych grupach. Wystarczy jedno kliknięcie, a otworzą się przed nami zasoby niemal każdej wirtualnej minispołeczności. Nie podoba mi się, że na portalach społecznościowych informujemy się nawzajem o sprawach, o których nigdy byśmy znajomym nie powiedzieli. A w fejsbuka pakujemy jak do wora z prezentami wszystkie prawdy objawione o nas samych. Po co nam to? Nie wiem. Czy da się to wykorzystać biznesowo? Zdecydowanie tak. I to mnie niepokoi jeszcze bardziej.

Ale z racji tego, że nie mam w sobie zbyt wiele skurwysyństwa i wrodzonej pazerności, staram się klientów hamować i tłumaczyć, że social media nie są dla wszystkich. Ostatnio tłumaczyłem to przedstawicielowi jednej z największych sieci piekarni w Polsce. Gość siedział i oczom nie wierzył, kiedy mu wykładałem, że Facebook nie jest najlepszym miejscem do promocji kajzerek i bagietek. I to nawet jak się ma doskonale wypromowaną markę. Bo ludzie kupują bułki kajzerki bezwiednie, w sklepie za rogiem. Nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś tarabanił się pół miasta po lepsze rzekomo pieczywo. Myślę, że przez ten mój mały sabotaż więcej jest Fan Page'ów, których nie prowadzę. Myślę, że z tego powodu przed nosem przeleciała mi niemała kasa. Ale niech tam...

Łatwość stworzenia wirtualnego fanklubu, a także zostania wirtualnym fanem w pewien sposób psuje rynek marketingu i public relations. W ten sposób rozleniwiamy użytkownika. Utwierdzamy go w przekonaniu, że jest pępkiem świata, że za marne kliknięcie należy mu się nagroda albo chociaż dobre słowo (choć za to drugie niektórzy już teraz nie raczą kliknąć w kciuk!). Fan Page na Facebook.com to najbardziej interesowny kanał zdobywania potencjalnych klientów, jaki tylko może sobie wyobrazić marketingowiec. Mało tego: uważam, że marketingowcy wychowani w nieco bardziej klasycznych czasach nie będą potrafili pojąć specyfiki tego rynku. Że ciągle trzeba robić konkursy, że trzeba się starać, rozmawiać z użytkownikami, czasami wręcz włażąc im w tyłki. Bo klient patrzy i rozlicza. Zamiast spojrzeć w wyniki sprzedaży i na liczbę zamówień najczęściej spogląda niestety na liczbę kciuków. Tłumaczenia, że kampania na fejsbuku będzie mniej skuteczna niż zwykła reklama kontekstowa w Google już do niego nie trafiają. Co też w pewnym sensie jest porażką klasycznego marketingu.

 
MemoryFive Copyright @MemoryFive. Skontaktuj się z autorem drogą mailową

Komentarze

  1. dobre, mądre podejście.

    Pozdrawiam
    Porcelanowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za kliknięcie w "kciuk". Naprawdę podoba mi się tok Twojego rozumowania;)
    Pozdrawiam,
    Thot

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba być kompletnie zaślepionym, żeby przeceniać Fejsbukowe klikanie, zwłaszcza jak robi się konkursy. W dzisiejszych czasach ludzie są w stanie "polubić" ostatni bubel, byle dostać coś za free ;-) widać to doskonale na przykładzie młodych marek odzieżowych, które mają wiele tysięcy "lubiących", a sprzedaż na poziomie może ciut wyższym niż 0 ;-)
    Dobry artykuł :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty