Katyń wersja 2.0, czyli magia dzieła sztuki

Żałoba narodowa to dobry czas dla symboli. Symboliczna okazała się nawet emisja filmu "Katyń" w rosyjskiej telewizji. Nagle cały świat chce zrozumieć tą tragedię, nauczyć się jej z perspektywy polskiego artysty.

Zobacz też:
Przypadek dzieła Andrzeja Wajdy jest zresztą zadziwiający. W czasach obchodów rocznicy zbrodni katyńskiej na emisję filmu nie zdecydowała się przecież żadna polska stacja telewizyjna. Tymczasem Rosjanie zdołali pokazać "Katyń" aż dwa razy w ciągu tygodnia. Tak jakby za pomocą filmu chciano załatwić jakąś sprawę. Przekonać społeczeństwo, że las katyński to w rosyjskiej historii miejsce wyjątkowo wstydliwe. Ta edukacja ma się odbywać przy pomocy filmu. Polskiego.

Tymczasem "Katyń" Wajdy nie jest przecież filmem dokumentalnym. A takich powstało przynajmniej kilka - jeden z pierwszych pokazała telewizja BBC, czterdzieści lat temu. "Katyń" to zaledwie opowieść oparta na faktach, zapis zbiorowej pamięci. Ale to właśnie medialna siła fabuły stworzonej przez Wajdę została wykorzystana do przekazania straszliwej prawdy o zbrodni NKWD.

Wydaje się, że nie ma w tym żadnego przypadku. Przecież świat poznajemy wyłącznie za pośrednictwem telewizji, narracji, fabuły. Przywykliśmy do tego, że media kształtują rzeczywistość. Dlaczego zatem mielibyśmy odmawiać im prawa do pokazywania własnej wersji przeszłości? To rosyjskie rozliczenie w bolesną przeszłością, symbol, który być może przyniesie realne działania władz - na przykład w postaci odtajnienia dokumentów. Choć w to akurat nie chce mi się wierzyć.

Kontekst, w jakim znalazł się film Wajdy czyni z tego dzieła podwójny symbol podwójnej narodowej tragedii, rozciągniętej w czasie pomiędzy rokiem 1940 a 2010. "Katyń" to teraz dzieło misyjne, żeby nie powiedzieć misjonarskie. Film chcą pokazać telewizje z niemal całego świata - w tym portugalskie, amerykańskie i kanadyjskie.

Wtórny obieg "Katynia" pokazuje jak ogromna jest siła fabularnej opowieści historycznej. To właśnie na fabule zbudowaliśmy nasze rozumienie historii - od "Ben Hura" poczynając, a kończąc na "Życiu na podsłuchu" czy "Goodbye Lenin". Pal licho realizm, zapomnijmy o zgodności z tzw. prawdą historyczną. Przeszłość sfilmowana jest znacznie ważniejsza od tej realnej, wyznaczanej przez naturalny upływ czasu. Uwielbiamy oglądać te pocztówki, wyrywkowe zapisy z miejsc, które istnieją wyłącznie na filmowej taśmie. Widz domaga się przecież czegoś więcej niż "twardych" historycznych dowodów - on chce przede wszystkim zrozumieć, uczestniczyć w wydarzeniach, które są dostępne wyłącznie w pamięci nielicznych albo nie ma ich już wcale.

I to właśnie jest magia sztuki.
 
MemoryFive
Copyright @MemoryFive. Skontaktuj się z autorem drogą mailową

Komentarze

  1. Porywający tekst... naprawdę. Kim jesteś autorze? :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty