Kultura z Internetu, czyli organów ścigania walka z wiatrakami

Statystyczny Polak czyta pół książki rocznie. W tym czasie przesłucha zaledwie 15 minut legalnej płyty z muzyką. A ile dóbr kultury ściągnie z Internetu? Pewnie ze 100 giga. Z palcem w nosie.



Ale jak ma być normalnie skoro w polskich realiach bardziej się opłaca kupować w amerykańskim sklepie Amazon.com niż w jak najbardziej polskim Empik.com. Nowa płyta Arctic Monkeys kosztuje 17 dolarów (48 zł) wraz z dostawą pod Twoje europejskie drzwi. Empik sprzeda Ci ją za 53 zł i to tylko pod warunkiem, że samodzielnie pojedziesz odebrać towar do ich sklepu. Słowo absurd jest chyba zbyt słabym określeniem na powyższą sytuację...
Zobacz też:
No i jak tu ma być normalnie? Gołym okiem widać, że Polakom w kulturalnej edukacji ciągle coś przeszkadza. Bo płyty audio są drogie, bo do kina chodzi motłoch, bo w telewizorze to tylko reklamy i gołe dupy z reality szołów. O potrzeby kulturalne młodego pokolenia dba jednak Wspaniały Internet. Tam za darmo można mieć wszystko to, za co normalnie trzeba zapłacić. Mi się to podoba.

Poniżej subiektywny ranking PR-owskich zabiegów, które miałaby mnie zachęcić do legalnego nabywania szeroko pojętych dóbr kultury.

Bojaźń i Drżenie
Prawie 177 tys. zł - tyle warte są moje zbiory muzyki i filmów według kalkulatora zamieszczonego na stronie kalkulatorkar.pl. Strach się bać - toż to prawie połowa wartości małego mieszkania we Wrocławiu! Ale wytężam wzrok i kilka linijek dalej czytam, napisane maleńką czcionką, że to tylko szacowana przez administratora serwisu wartość moich zasobów.

Zastanawiam się jednak co ów administrator miał na myśli? Dlaczego straszeniem internautów próbuje się załatwić sprawy, które powinny być załatwione z perspektywy poselskiej ławy?

Administratorowi przypominam zatem, że w myśl polskiego prawa:
a) nielegalne jest rozpowszechnianie muzyki/filmów, a nie ich posiadanie,
b) ściganie tego typu przestępstw odbywa się na wniosek osoby pokrzywdzonej,
c) przed sądem trzeba wykazać nielegalność działań rzekomego pirata i jakoś obejść tzw. domniemanie niewinności.

Więcej o sprawie tutaj w, jak zawsze wyczerpującym, wyjaśnieniu Piotra Waglowskiego.


Cenowa rewolucja

Kupiłem ostatnio płytę z dumną etykietką "Zagraniczna płyta, polska cena". Świetnie, tylko że najwyraźniej dystrybutor postanowił zejść z ceny kosztem jakości wydania. Rozpadające się pudełko, niechlujnie złożona książeczka, brzydko tłoczona płyta... Żal.pl, jak to się zwykło mówić w takich sytuacjach. W takiej sytuacji nawet te niecałe 40 zł za płytkę wydaje się być ceną zawyżoną. A mogłoby być tak pięknie.

Zlituj się, piracie!
Tworzenie muzyki, filmów, a także gier i programów komputerowych kosztuje. Często na jeden produkt pracuje kilkaset osób. To fakt z którym nie warto polemizować. Problem jednak w tym, że na finalnym produkcie próbuje zarobić jeszcze kilka tysięcy innych osób, kompletnie nie związanych z procesem twórczym. I na to mojej zgody nie ma i nigdy nie będzie.

Przykładowe wyliczenie struktury cen płyty można znaleźć na portalu ftb.pl. Wynika z niego, że sprzedawana w sklepie za 40 zł płyta polskiego wykonawcy mogłaby spokojnie kosztować niewiele ponad 20 zł, pokrywając przy tym zyski twórców i producenta.

Kampania dezinformacyjna
Ile razy słyszeliście, że format mp3 obniża jakość dźwięku? Albo że filmy w formacie DivX oglądane na zestawach kina domowego to radykalne zaniżanie jakości materiału audio/wideo?

Prawda jest taka, że większość normalnych użytkowników nie potrzebuje płyty audio jako nośnika muzyki. Bo po zakupie od razu przerobi sobie muzykę na mp3 i wrzuci na iPoda, mp3, telefon. A płyta będzie leżeć i śmierdzieć.

A co do filmów... Ja i tak wolę chodzić do kina. A podniecanie się jakością transmisji uzyskiwaną na domowym sprzęcie odbieram szczególną jako formę fetyszu.
 
MemoryFive
Copyright @MemoryFive. Skontaktuj się z autorem drogą mailową

Komentarze

Popularne posty