"Senność", czyli o miłości w świecie bez uczuć

Bohaterami najnowszego filmu Magdaleny Piekorz są strach, niepewność i ściskające za gardło konwenanse. Ale obecność bohaterów raczej czujemy niż dostrzegamy na ekranie. "Senność" to żywy przykład, że ze świetnej historii można uszyć przeciętny film.

Pierwowzór filmu Piekorz - powieść Grzegorza Kuczoka pod tym samym tytułem - uderzał znakomitą, dynamiczną narracją i głębokim, niemal psychoanalitycznym spojrzeniem na bohaterów. Film wiele z tych wątków pomija, spłaszczając historię do poziomu relacji międzyludzkich. Życie wewnętrzne bohaterów, czyli istota tekstu Kuczoka, zostaje zepchnięte na drugi plan. Ale tak to już bywa z ekranizacjami książek, że coś pominąć trzeba. Nawet genialny "Forrest Gump" nie oparł się tej przypadłości. Dlatego na "Senność" postaram się spojrzeć wyłącznie z perspektywy filmowej.
Zobacz też:
Życie bez życia
Magdę Piekorz interesują relacje międzyludzkie w świecie przepełnionym wzajemnymi oczekiwaniami i głęboką nicią zależności (także tej majątkowej). Przedstawione w filmie wątki spaja uczucie rozczarowania. Bohaterowie są niezadowoleni nie tylko ze swoich związków, ale i z samych siebie. Z owego rozczarowania rodzi się wstręt i obrzydzenie do dotychczasowego życia. Czas zmian zdaje się nadchodzić wielkimi krokami.

Najciekawszy wydaje się być wątek rozgrywany pomiędzy Różą (Kożuchowska) i jej mężem (Żebrowski). Róża, była aktorka, cierpi na narkolepsję i jest uwięziona we własnym domu. Jest przekonana, że mąż zdradza ją, kiedy ona zapada w sen. Spokój o którym ciągle mówi jej psychiatra jest zatem czystą teorią. Poczucie zdrady jest tak silne, że przeradza się w stany histerii. A te prowadzą do tytułowej senności. Róża jest więc chora z miłości, jak zresztą wszyscy pozostali bohaterowie filmu Piekorz.

Miłość, ratunku, pomocy!
Trzeba dodać, miłość rozumiana w bardzo specyficzny sposób. Trudno w "Senności" szukać spektakularnych porywów uczuć i słodkich wyznań. To nie jest ten typ miłości o której można przeczytać u klasyków literatury. O tym rodzaju miłości piszą raczej tabloidy. O uczuciu brudnym, pełnym oczekiwań wobec partnera, roszczeniowym. Nie ma miejsca na indywidualizm i na wzajemne wspieranie własnych ambicji. To ciągła praca u podstaw, która w zamyśle służy podtrzymywaniu tej gasnącej iskierki uczucia. W tej koncepcji wielu widzów z pewnością odnajdzie samych siebie.

Niestety nieco gorzej prezentuje się sfera wykonawcza "Senności" według Piekorz. Wielowątkowość fabuły wymogła na twórcach narrację iście altmanowską. Wątki prowadzone są równolegle, by na końcu ostatecznie połączyć się w całość. Ale Piekorz nie jest Robertem Altmanem ani nawet Alejandro Ińarritu. Bo w tego typu narracji trzeba piekielnie dbać o szczegóły, żeby w finale dzieła widz nie poczuł się, że do zrozumienia filmu zabrakło mu przynajmniej kilku elementów układanki. Wymienieni przeze mnie twórcy panują nad fabułą perfekcyjnie. U Piekorz niektóre wątki są poprowadzone niechlujnie (np. ten w którym krakowski pisarz obserwuje ludzi na ulicy) a inne są niekompletne (ów krakowianin nagle w cudowny sposób przenosi się w góry gdzie spotyka jakiegoś swojego kolegą i coś mu szepcze do ucha). To ewidentne błędy w scenopisie, i to nie tylko dlatego, że Kuczok wyjaśnił czytelnikowi o co chodzi, ale dlatego, że odbiór filmu jest zakłócony przez brak informacji. O niedopowiedzeniu w filmie trzeba mieć pojęcie, aby je stosować.

Pomimo tej drobnej wpadki seans "Senności" może wprowadzać w zadumę. Przede wszystkim nad kondycją własnego życia i związku. A że to już wszystko było wcześniej, że nawet dziadek Bergman o tym robił filmy? To zarzut iście prostacki. Bo o niespełnionej miłości kino może opowiadać bez końca.
 
MemoryFive

Copyright @MemoryFive. Skontaktuj się z autorem drogą mailową

Komentarze

Popularne posty