Człowiek 2.0 - refleksje z pogranicza kina

Problemy ziemskiej przyszłości człowieka stały się w ostatnich latach wyjątkowo wdzięcznym tematem dla wielkich produkcji filmowych. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że miniona dekada stała w kinie pod znakiem człowieka przyszłości. Ale naprawdę warte odnotowania jest to, że w wielu przypadkach te podróże okazały się wyjątkowo inspirujące.


Gatunek science-fiction przeszedł w ostatnich latach gruntowną przemianę. Osią klasycznych już dzieł gatunku z lat 70. i 80. była supernowoczesna technologia i starcie cywilizacji człowieka z obcymi. Wizje tyleż barwne, co odrealnione. "Gwiezdne Wojny" i "Odyseja kosmiczna 2001" wciąż nie znalazły swojego realnego potwierdzenia.
Zobacz też:
Współczesne science-fiction coraz rzadziej zachwyca się wspaniałą technologią i zdaje się skręcać w stronę humanizmu. Dzisiejsi twórcy to raczej kontynuatorzy dzieła Ridleya Scotta ("Łowca androidów") niż George'a Lucasa. Większy szacunek do zdobyczy techniki wprowadza coraz większą niepewność; postmodernistyczną zadumę nad dalszym ciągiem ludzkiego życia na Ziemi.

Podążaj za białym królikiem, rok 1999
Wszystko zaczęło się od "Matrixa" Braci Wachowskich. To "Matrix" zniósł nasze dotychczasowe rozumienie świata i wpuścił na bagna zwane symulakrami. Ludzie żyją w rzeczywistści wirtualnej, a realną władzę na zniszczonej Ziemi przejęły maszyny. Ale przecież to wie każdy.

"Matrix" wprowadził niepewność i przeniósł rozważania o świecie w świat generowany przez komputery. Do tej pory podział na realne-nierealne nie budził większych wątpliwości. Dzięki braciom Wachowskim narodziła się niepewność.

Człowiek z aluminium, rok 1999
Historia androida, który był gotów bronić swojego człowieczeństwa przed sądem. "Człowiek przyszłości" Chrisa Columbusa to ekranizacja słynnego "Pozytronowego człowieka" autorstwa Isaaca Asimova. Fabuła jest tutaj wyjątkowo przewrotna. Robot o imieniu Andrew dzięki szeregowi ulepszeń i modyfikacji staje się wierną kopią człowieka. Nie tylko w aspekcie fizycznym: posiada też zaawansowany moduł odczuwania. Ostatecznie, po dwustu latach egzystencji zdecyduje się stanąć przed sądem, by dowieść własnego człowieczeństwa. Naprawdę niezwykła to opowieść. To jeden z tych filmów, o których można podyskutować na każdym poziomie abstrakcji.

Pigułka zapomnienia, rok 2002
Choć "Equilibrium" Kurta Wimmera pełnymi garściami czerpało z dzieła braci Wachowskich (i Orvella), to pojawiła się tutaj pewna wartość dodana. Jedyną szansą na przetrwanie ludzkiego gatunku staje się totalitaryzm. Ustrój ten wyklucza istnienie przemocy i wojen. Społeczeństwo jest trzymane w ryzach dzięki stałemu monitoringowi i zażywaniu specjalnych pigułek, które pozbawiają człowieka wszelkich żądz. Świat doskonały? Nic bardziej mylnego. Efektem totalitaryzmu jest tutaj postępująca autodestrukcja. Ludzie, którzy sprzeciwiają się panującemu ustrojowi żyją w gettach. Strażnicy ustroju niszczą wszelkie przejawy uczuć (słynna scena z płonącą Mona Lisą). W świecie "Equilibrium" największym przestępstwem jest indywidualizm, a największymi cnotami bezwzględność i bezduszność. No i ta przerażają cisza świata pozbawionego wszelkich rozrywek...

Życie nieposkładane, rok 2004
"Wersja ostateczna" Omara Naima to historia człowieka, który w społeczeństwie przyszłości, w którym ludziom tuż po urodzeniu wszczepiany jest specjalny chip rejestrujący wspomnienia, odpowiada za zbiorową pamięć o zmarłych. Taki specyficzny „krojczy” posiada nie tylko moc dokumentalnego przedstawienia wydarzeń historycznych, ale także fabularyzowanej, tytułowej „wersji ostatecznej” - wersji, która przecież ze względu na dobór materiału, sposób przedstawienia, momentów cięć i zwrotów akcji staje się w istocie opowieścią o kimś zupełnie innym, niż pierwotnie zakładano.

Alan Hakman, główny bohater „Wersji ostatecznej”, posiada nazwisko zaskakująco podobne do odtwórcy głównej roli w „Rozmowie” (1974) Francisa Forda Coppoli – Gene'a Hackmana. Zbieżność wydaje się tutaj nie tylko nieprzypadkowa, ale wręcz całkowicie uzasadniona: bohater „Rozmowy” - wybitny specjalista od podsłuchów – cierpi na graniczący z obsesją lęk przed zewnętrzną ingerencją w jego własne życie prywatne. Dwuznaczność sytuacji moralnej, w której postawiony jest Harry Caul nieco przypomina tę, której, w nieco już innej epoce (obydwa filmy dzieli przecież trzydzieści lat), doświadcza Alan Hakman. Prywatność i wolność osobista, w obydwu filmach pielęgnowana, staje się dobrem deficytowym. Życie każdej jednostki podlega nie tylko wnikliwej obserwacji, ale również moralnej ocenie.

(to be edited)

 
MemoryFive

Copyright @MemoryFive. Skontaktuj się z autorem drogą mailową

Komentarze

Popularne posty